niedziela, 10 maja 2015

O znikaniu książek i opłakanych tego skutkach

      Środki masowego przekazu mogłyby być wielkim sprzymierzeńcem w walce z masowym nieczytelnictwem w Polsce. No właśnie, mogłyby, dlaczego jednak nie oddziałują pozytywnie, o tym za chwilę. Ostatnie badania poziomu czytelnictwa nie mogą napawać optymizmem, 59% Polaków nie przeczytało w ciągu ostatniego żadnej książki, a nawet żadnego tekstu dłuższego niż 3 strony. Z tymi wynikami plasujemy się w ogonie Europy, wśród decydentów nie budzi to jednak zaniepokojenia, wybraliśmy wszak model "płaskiego" awansu do Europy, polegający na modernizacji infrastruktury.

     Doskonałym przykładem braku zainteresowania sprawami kultury jest właśnie zakończona kampania prezydencka - tylko jeden kandydat poruszył tę tematykę i wpisał ją do swojego programu, nie miało to jednak szans na przebicie się do serwisów informacyjnych, bo, jak twierdzą piarowcy, mogłoby to zaszkodzić wizerunkowi kandydata. Nie wszędzie panuje jednak taka intelektualna mizeria, jak pisał ekspert ds. marketingu politycznego Eryk Mistewicz, we Francji by znaleźć i utrzymać się w obiegu politycznym, należy pisać i publikować książki.

     U nas wydano trzy książki kampanijne: wywiad rzeka Jana Skórzyńskiego z prezydentem Komorowskim, autobiografia Janusza Palikota "Wszystko jest możliwe" i inspirowaną przez Prawo i Sprawiedliwość antologię tekstów pod wielce wymownym tytułem "Wygaszanie Polski 1989", nie zdobyły one jednak większego rozgłosu, wszak nie książkami wygrywa się wybory.

      Sam jako bloger książkowy rozesłałem do wszystkich sztabów wyborczych ankietę, na którą mieli odpowiedzieć kandydaci, a w której pytałem m.in. o rolę książek w ich życiu i o to, czy jako prezydent podpisaliby ustawę o jednolitej cenie książki. Nie dostałem żadnej odpowiedzi, z drugiej strony nie sposób nie zauważyć jednak, że politycy coraz śmielej współpracują ze sferą social media. Wnioskować więc z tego mogę, że temat przeze mnie zaproponowany okazał się marketingowo nieatrakcyjny, elektorat inteligencki (W 2012 roku 34 proc. Polaków z wykształceniem wyższym nie przeczytało ani jednej książki!) nie jest łakomym kąskiem, może z tego względu, że wśród ludu panuje wrogość do (łże)elit i w kandydaci w duchu populizmu postanowili nie narażać się masom.

      Nie zobaczyliśmy więc podczas tego kilkumiesięcznego politycznego wzmożenia kandydata z książką (choć jeden z nich, już wyżej, celowo enigmatycznie, wspomniany, ze swadą w studiu telewizyjnym opowiadał o niedawno wydanej książce "Inna Rzeczpospolita jest możliwa" Jana Sowy i nawet pokazał swoje biurko, na którym piętrzyli się dumnie Lacan, Obirek, Hen, Habermas i Schopenhauer), bo też mało widzi się książek w środkach masowego przekazu. Książki jakoś nam się rozpłynęły w nawale alternatyw, można powiedzieć, że stały się podstawką pod komputer i telewizor. Nie musi tak nadal być, wymagałoby to jednak ponownego przewartościowania, co będzie trudne, bo jak pisała Szymborska, "myślimy coraz krótszymi zdaniami".

      W sukurs mogłaby i powinna przyjść telewizja publiczna. Dociera przecież do najszerszego grona widzów, a statystyczny Polak ogląda telewizję 4 godzinny dziennie, jest więc czas, by chociaż spróbować ukształtować kulturalne postawy wśród rodaków. Daremne to jednak nadzieje, nie potrzeba nawet głębszej analizy, by zauważyć, że telewizja publiczna zrezygnowała ze swojej misyjności, poddając się dyktatowi słupków oglądalności.
      W największych kanałach, TVP1 i TVP2, nie mówi się ani słowem o książkach (nie licząc 30 sekund co tydzień w "Teleexpressie, bądźmy jednak poważni), przez 15 lat nadawano "Telewizyjne Wiadomości literackie", przesuwano je jednak na tak niekorzystne godziny emisji, że aż w końcu wypadły poza ramówkę. 
 
      Dla uspokojenia sumienia powołano do życia kanał TVP Kultura, który ma permanentne problemy finansowe (najłatwiej tnie się po kulturze, klerk nie zaprotestuje!), produkuje mało własnych programów i zamienia się powoli w "Kino Polska bis". Trzeba jednak oddać tej stacji, że emituje wartościowe programy o książkach. Nie obywa się to niestety bez problemów, przez dziwnie prowadzoną politykę stacji prawie co sezon dostajemy nowy produkt (słowo-klucz!). Mieliśmy już "Fabrykę książek", "Sztukę czytania" (moim zdaniem najciekawszy format, w każdym odcinku pogłębiona rozmowa o 3 książkach, mądrze (może za bardzo?) rozprawiali ze sobą poeta Wojciech Bonowicz, doktor-krytyk Andrzej Franaszek i naukowczyni-krytyczka Anna Kałuża, do tego opowieść jakiejś osobistości świata kultury o swojej biblioteczce), a teraz mamy "Capuccino z książką", program też ciekawy, zdarzyło mu się już jednak z niewiadomych przyczyn wypaść z ramówki na prawie 4 miesiące. 
 
      W znakomitym tomie rozmów "Książki i ludzie" nieodżałowanej pamięci Barbara Łopieńska przepytytwała Andrzeja Drawicza, znanym krytyka literackiego i eseistę, który w pewnym momencie przyznał, że nie przepada z radiem i nie uznaje oglądania telewizji, poza dziennikiem. Zaskoczona dziennikarka dopytywała, jak to możliwe, skoro był w przeszłości prezesem Radiokomitetu, na co ten odparł: “Tłumaczyłem kolegom, że ich zadaniem jest robić programy tak złe, żeby ludzie czytali książki”. Zabawne to słowa, warto, by sobie przemyśleli je dzisiejsi decydenci w TVP.

      Mało znaleźliśmy pociechy u nadawcy publicznego, może lepiej jest u prywatnych, choć teoretycznie bez sensu byłoby sobie robić większych nadziei, telewizje prywatne nastawione wszak są tylko zysk. I słusznie, nie jest tu wiele lepiej. Na antenie Polsatu w ciągu 23 lat istnienia tej stacji nie pojawiła się prawdopodobnie ani jedna wzmianka o książce, kopiowane i produkowane są jednak inne ciekawe programy, tak jak te pokazywane ostatnio intelektualnie mocno wymagające zawody w skakaniu do wody.

      Pozytywnym zaskoczeniem jest dla mnie TVN, do którego poziomu też mam dużo zastrzeżeń, oddać mu trzeba jednak jedno: od kilku lat, bez żadnych nieuzasadnionych przerw i przerzucania po ramówce, emituje program "Xięgarnia". Program ciekawy, urozmaicony, który cieszy się stałą i najprawdopodobniej dosyć liczną widownią. Co tydzień widzimy dwójkę sympatycznych prowadzących (co ważne: nie wymądrzających się i kierujących swój przekaz też do masowego widza), pisarza mniej lub bardziej ciekawie opowiadającego o swojej książce i videofelietony dobrze odnajdujących się w rzeczywistości telewizyjnej autorów. Czy w dobie dyktatu czasu antenowego i reklamodawców można połączyć przyjemną formę i wartościową treść? TVN pokazuje, że można i za to mu brawa!

      Gdy dowiedziałem się, że powstaje nowy program o książkach "Literatura na trzeźwo", to byłem bardzo kontent, co z tego, że ogólnie z linią redakcyjną Telewizji Republika mi nie po drodze, o książkach nigdy za wiele! Po obejrzeniu kilku odcinków byłem jednak srodze zawiedziony... Tak jak TVP zarzucałem brak misyjności, tak Republice zarzucić mogę jej nadmiar, "Literatura na trzeźwo" jest programem topornym ideologicznie, do studia zapraszany jest trzeci garnitur polskich pisarzy, a ich poglądy muszą koniecznie odbiegać od znienawidzonego mainstreamu. Potwierdzają więc redaktorowi prowadzącemu, jak bardzo złą nagrodą jest Nagroda Nike i jak bardzo lewacka jest Alice Munro. Czyli ogólnie trwa "wygaszanie polskiej literatury i czytelnictwa", a przekaz ten dobrze wpisuje się w nurt tworzenia kultury "drugoobiegowej", zawsze reakcyjnej i w kontrze do tego, co czyta, ogląda i słucha tzw. leming.

      Możemy więc w telewizji obejrzeć programy o książkach dobre i złe, możemy też ich nie uświadczyć, jak to w głównym paśmie TVP. A jak jest ze stacjami radiowymi? I tu jest znacznie lepiej, co mogłoby się wydawać dziwne - radio też musi przynosić zyski. Właściwie w każdej z głównych radiostacji (poza Radiem Zet) emitowany jest program o książkach. Jedynka - “Moje książki”, Dwójka - “Strefa literatury”, TOK FM - “Poczytalni”, RMF Classic - “Między słowami. Najwięcej słuchaczy ma Trójka i jej audycja “Z najwyższej półki”, na co redaktor Michał Nogaś sobie sumiennie zapracował, dzieląc się swoją pasją z tysiącami odbiorców. W małym światku fanów literatury to człowiek-instytucja, którego działalność pozwala przywrócić nadzieję wątpiącym w szansę na poprawę stanu czytelnictwa, w tym i mnie.

      Nawet mojemu ulubionemu Hermannowi Hesse zdarzało się mylić, w opublikowanym w 1930 roku eseju "Magia książki" twierdził, że film i radio nie stanowią zagrożenia dla książek w ogólności, tylko dla książek "literacko bezwartościowych, bogatych za to w sytuacje, obrazy, akcję i podniety emocjonalne". Te wszystkie elementy miały być teraz wykorzystywane przez nowe formy przekazu, a książki miały pozostać medium, które transmituje wartości głębokie i nieulotne. Jak się jednak okazało, literatura zechciała konkurować z obrazem i dźwiękiem, co doprowadziło do prawdziwego zalewu rynku książkami o niższej zawartości poznawczej niż dotychczas.

      Media w Polsce mogłyby odgrywać piękną rolę w ubogacaniu ludzi, przez te ćwierćwiecze naszej wolności nie przemyśleliśmy jednak ich zadania w życiu społecznym. Na dodatek nie za bardzo wiemy, jak podchodzić do kultury, ostatnio coraz głośniejszy jest pogląd, że "powinna wyżywić się sama". Ten styl myślenia może doprowadzić Polskę do ruiny, co trafnie analizuje w swoim artykule w "Tygodniku Powszechnym" Paweł Potoroczyn, dyrektor Instytutu im. Adama Mickiewicza. Przypomina on, że istnieje ścisły związek między wydatkami na kulturę, a np. liczbą osadzonych w więzieniach. Kto inwestuje w kulturę, ten inwestuje w ludzi, a przez to w ich ogólny dobrobyt i szczęście. Potoryczyn konkluduje: "najwyższe nakłady na kulturę per capita w Unii Europejskiej ma Dania. Nieco ponad 200 euro rocznie na obywatela. Statystyczna unijna krowa jest subsydiowana kwotą 400 euro". Nie szczędźmy więc pieniędzy na kulturę!

     Wspomniany już Drawicz cytuje w swojej wypowiedzi urodzonego we Wrocławiu pastora Dietricha Bonhoeffera: ”Idzie w tym wszystkim o odnalezienie poczucia jakości, o ład na podstawie jakości. Jakość jest najsilniejszym wrogiem wszelkiego rodzaju umasowienia. Społecznie oznacza to wyrzeczenie się gonitwy za pozycją, zerwanie z wszelkim kultem gwiazd i gwiazdorów, nieuprzedzone spojrzenie ku górze i dołom, szczególnie gdy idzie o dobór kręgu bliskich przyjaciół, radość życia prywatnego, jak też i odwagę oddania się życiu publicznemu. Kulturowo poczucie jakości oznacza, odejście od gazet i radia, a nawrót do książki. Od pośpiechu do chwil spokoju i ciszy, od rozproszenia do skupienia, od sensacji do namysłu, od ideału wirtuozerii do sztuki, od snobizmu do skromności, od braku miary do poczucia miary. Ilości tworzą przestrzeń wzajemnie kontrowersyjną, jakości wzajemnie się uzupełniają”.

      Słowa zamordowanego przed 70 laty przez hitlerowców filozofa i teologa brzmią, jakby były krytyczną analizą świata dzisiejszego. Odkąd zaczęliśmy ulegać masowym gustom, zubożyliśmy znacząco sferę publiczną. Im mniej w niej kultury, tym więcej natury, ludzkiej natury – m. in. przemocy i chciwości, od których kultura na nas odwracać w procesie humanizacji. Jesteśmy mniej świadomi, nie potrafimy się dłużej skupić I coraz to trudniej przychodzi nam zrozumienie przekazu o wyższym stopniu złożoności, dlatego idziemy na łatwiznę, wybierając przekazy prostsze, niekiedy nawet prostacko proste.

      Jeszcze raz Hesse i jego “Magia książki”: „Książki nie są po to, aby niesamodzielnych ludzi czynić jeszcze bardziej niesamodzielnymi, a tym bardziej, aby dostarczać ludziom niezdolnym do życia taniej, zastępczej iluzji życia. Przeciwnie, książki mają tylko wtedy wartość, kiedy wiodą ku życiu, kiedy służą i przydają się w praktyce. Stracona jest każda godzina lektury, z której nie wypływa dla czytelnika iskra siły, przeczucie odmłodzenia i tchnienie świeżości”. Taki jest właśnie cel kultury, nie eskapizm, a prowadzenie ku życiu, bardziej świadomemu w relacjach z bliźnimi, jak i w sferze publicznej, gdzie jako ludzie myślący (a uprzednio czytający) możemy stać się prawdziwymi obywatelami, a nie łatwymi kąskami dla populistycznych polityków, którzy dla swoich za prostych analiz znajdują za proste rozwiązania.


PS 1 Powtarzam więc:

https://www.facebook.com/tylkoburaknieczyta












PS 2. A tu zdjęcie biurka wspomnianego w tekście polityka, gdyby ktoś nie wierzył, że były w tej kampanii jakieś książki ;)

2 komentarze:

  1. Pozwolę sobie ustosunkować się do akapitu o ankiecie. O lektury (ale te aktualne) pytała kandydatów na prezydenta jedna z blogerek tu: http://zaginamrogi.pl/co-czytaja-kandydaci-na-prezydenta/.
    Poza tym pozdrawiam, ciekawy tekst :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Będę szczera: w ostatnich 4 latach czytanie u mnie kuleje... Przeprowadziłam się na wieś - do biblioteki niestety mi nie po drodze, zwłaszcza od jesieni po przedwiośnie, kiedy nie pora na rower dla kogoś, kto tego nie uwielbia do tego stopnia, ze pojedzie nawet w pluchę i mróz... Nie mogę pozwolić sobie na zakup każdej książki, która "wygląda" mi ciekawie - względy ekonomiczne i brak miejsca... Teraz wpadłam na pomysł, że zakupię jakiś niedrogi czytnik e-booków. To jest jakieś rozwiązanie. Nie zastąpi mi czytania książek w formie papierowej - takie po prostu uwielbiam... ale w mojej sytuacji, jeśli chcę powrócić do czytania /a CHCĘ!/, nie mam wyjścia. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń