piątek, 8 maja 2015

Kiedy pieniądz wygrywa z pamięcią i... Bogiem

Czego nieprzeciętny czytelnik może spodziewać się po grubej książce z dziwnym, starym zdjęciem na okładce i nazwą, która nic mu nie mówi?
Zobaczmy; na pierwszy rzut oka można wywnioskować, że książka opowiada jakąś historię, prawdopodobnie starą historię, skoro zdjęcie przedstawia jakieś dawne czasy. "Głosy" w tytule mogą sugerować, że pozycja będzie opowiadała o wielu osobach...  ale do rzeczy – czy warto rzeczywiście sięgać po książkę po której nie wiadomo czego się spodziewać, czy okaże się warta spędzonego nad nią czasu, a może i wydanych pieniędzy?
Jaume Cabré i sprawa jest niemalże jasna.

Cabré swoją powieścią "Wyznaję" zaskarbił sobie serce niejednego czytelnika. Również i w Polsce znaleźli się sympatycy katalońskiego pisarza, których jego twórczość nie tylko zachwyca, ale również nakłania do dyskusji, zastanowienia się nad światem i jego kwestiami (szeroko to słowo pojmując). Tak też było w przypadku "Głosów Pamano", drugiej pozycji pisarza, z którą się zetknęłam.
Cabré mówi w sposób wyjątkowy o rzeczach bardzo ważnych. Czytając, przychodził mi na myśl wiersz polskiego noblisty – Czesława Miłosza – "Oeconomia Divina". Cabré podobnie jak Miłosz ukazuje świat totalnej wolności. Społeczeństwo Cabré  pozbawione jest moralności, nakierowane na laicyzm, a jedyną wartością są pieniędze albo seks. Kiedy dzisiaj skończyłam powieść Cabré  zadałam sobie pytanie: Jak to możliwe by jednostka była tak mała w obliczu zła i dlaczego właśnie ono ma decydujące głos?
"Głosy Pamano" są zbliżone formą do "Wyznaję". A raczej odwrotnie – to "Wyznaję" podobne jest do "Głosów Pamano", gdyż to właśnie ta pozycja była pierwszą. Cabré prezentuje nam szeroki panel bohaterów, których życie się przeplata, prowadząc do jednego wydarzenia, które jest akcją powieści. Główny bohater zdaje się być w centrum wydarzeń, choć sam nie jest ich sprawcą. Powieść to symfonia. Cabré  potrafi rozpocząć zdanie w roku 1958, a skończyć je dwadzieścia, trzydzieści lat później. Ciekawy zabieg zastosował pod koniec utworu, przeplatając wypowiedzi tych "dawnych bohaterów", z których wielu było już martwymi z rozmowami "bohaterów obcenych". Cabré wplata wypowiedzi bohaterów w myśli narratora, stwarzając zapis oryginalny i niezwykle ciekawy w odczytaniu. Niech Was jednak nie przeraża porównanie do "Wyznaję", czy grubość tego dzieła. "Głosy Pamano" są znacznie łatwiejsze, historia choć jest zawikłana, nie prowadzi nas aż w tak dalekie czasy, jak miało to miejsce w zapiskach Adriana Ardevola i Boscha.
Warto dodać, że książka wydana przez "Marginesy" zachwyca nas swoją formą i prostotą, w której kryje się cała jej cudowność.

Akcja powieści osnuta jest wokół postaci Oriola Fontellesa, czyli nauczyciela, przyjaciela Kata Toreny, zwolennika partii, a zarazem partyzanta, ojca, męża, kochanka, wątpliwego świętego. Niesamowite, że już na przykładzie jednej postaci, możemy zobaczyć jak wiele wątków porusza Cabré. Oriol, szukając bezpiecznego miejsca dla siebie i swojej żony, trafia do małego miasteczka w pobliżu Barcelony, gdzie udaje mu się zdobyć posadę nauczyciela. Szybko jednak okazuje się, że w Torenie Oriol nie znajdzie nic, poza cierpieniem z miłości, bólem swojego tchórzostwa, nienawiścią mieszkańców czy strachem przed śmiercią. Pewnego dnia życie Oriola Fontellesa wywraca się zupełnie do góry nogami – i to bynajmniej nie za sprawą pięknej kobiety – Elisendy Vilabrú , dziedziczce domu Gravat – w której mężczyzna się podkochiwał. Pewnego dnia, tak samo słonecznego i suchego jak inne dni w Torenie, Oriol Fontelles zostaje wciągnięty w grę burmistrza miasta, nazywanego "Katem Toreny", przez co staje się sympatykiem Franco w oczach ludzi i sam też taką rolę odgrywa. Oriol, choć wydaje mi się, że ta postać potrafiłaby naprawdę wiele znieść, nie potrafi żyć ze świadomością, że jego żona nazywa go tchórzem, który wydaje na śmierć dzieci. Nic samo jednak się nie dzieje – ani za sprawą Fontellesa. Oriol jest jak pacynka, którą każdy steruje tak, jak chce, nakierowując bohatera na odpowiednią drogę. Jest więc Fontelles sympatykiem Franco, ale też częścią partyzantki, sławnym "Eliotem", niedoszłym zabójcą Kata Toreny i kochankiem pięknym Elisendy. Wszystko co robi, robi wbrew czemuś; jest w partyzantce wbrew sobie i swojej miłości do Elisendy oraz pozornie wielbi Franco wbrew całemu – jak można się domyślić – miasteczku.

Jeśli jesteś zawodowym szpiegiem, który przeszedł intensywne kursy brytyjskiego MI5 lub przynajmniej otrzymał szczegółowe instrukcje praktyczne od kogoś doświadczonego, przede wszystkim powinieneś wybić sobie z głowy, że kiedy występujesz w podwójnej roli, masz nie zadawać bezpośrednich, ważnych pytań, po której wszyscy milkną i w tej nagłej ciszy dokonują szybkiej oceny, czy już wyciągać pistolety z kabury, a nie macie pojęcia, jak trudno jest pozyskać nowego agenta.

Jak już wspomniałam, nie potrafi Oriol znieść tego, że żona myśli o nim jak o tchórzu. Nie ma też jednak z nią kontaktu, odkąd go zostawiła, nie ma więc możliwości, aby jej udowodnić, że w ostatnich miesiącach sytuacja "nieco" się zmieniła. Pisze więc Oriol listy do swojej "córeczki, której imienia nie znam", aby przynajmniej ona wiedziała, że ojciec nie był tchórzem, nie bił pokłonów przed generałem Franco, nie wydawał na śmierć bezbronnych dzieci, nie donosił Katowi Toreny, nie był tchórzem, a starał się być bohaterem. Dzięki listom poznajemy prawdziwą historię Fontelessa, tak się bowiem składa, że bohaterka zupełnie postronna, wykluczona z życia Oriola, jego żony Rosy czy pięknej dziedzicki Elisendy, kobieta z początków XXI wieku – Tina – odnajduje schowanego w pudełku po cygarach stare zeszyty, a w zeszytach listy do "córeczki, której imienia nie znam". Tina zagłębia się w historię nauczyciela i próbuje odkłamać rzeczywistość, chce aby prawda wyszła na jaw, aby imię Oriola pozostało jego własnym imieniem, a nie tym, które ktoś nakreślił wedle własnych upodobań. Wprowadzając do powieści Tinę, kataloński pisarz przedstawia nam kolejną osobę, z kolejną historią i kolejnymi problemami do rozwiązania. Ta z pozoru zwykła kobieta, okazuje się być osobą silną, choć wrażliwą, która chce rzucić wyzwanie śmierci.

I nadal nikt nie wiedział o ich romansie. A przynajmniej pani Elisenda żyła w przekonaniu, że nikt o nim nie wie, i dlatego za wszelką cenę dbała o utrzymanie ich związku w tajemnicy. Czerpali przyjemność z pełnej konspiracji, ponieważ Elisenda nie mogła ryzykować,by ktokolwiek pomyślał coś nie do pomyślenia.

Jak szybko się okazuje, całym światem przedstawionym w powieści, a więc światem Toreny, leżącej nad rzeką Pamano, kieruje jedna osoba.
Bardzo zmartwiło mnie to, że wystarczy mieć dużo pieniędzy, aby stworzyć sobie i swoim bliskim taki świat, jaki sobie wymarzymy. Szkoda tylko, że daleku mu do ideału. Elisenda Vilabrú przypomina matkę Adriana Ardevola oraz Kate z powieści Sidneya Sheldona pt. "Mistrzyni Gry". Wszystkie trzy są kobietami silnymi, niezależnymi, władczymi. Nie ma dla nich rzeczy nie do pokonania czy przeszkody, której nie dałoby się usunąć. Używając słowa "usunąć" mam na myśli pojęcia takie jak: kupić, przekupić, odkupić. Cabré porusza ważną kwestię, która dla wielu może być bardzo kontrowersyjna. W świecie "Głosów Pamano" nawet proces wyniesienia kogoś na ołtarze można kupić. Czy Cabré wprost sugeruje nam, że Kościół jest przekupny? Nie posuwałabym się aż tak daleko, jednak poprzez ten przykład pisarz próbuje uświadomić nam, że dla pieniądza nie ma żadnych ograniczeń. Nawet najwyższe autorytety są mu sługami.
Elisenda Vilabrú jest postacią wyjątkową, którą można zarówno kochać i nienawidzić. Jest bardzo kontrowersyjna, sprawia pozory, tworzy wokół siebie aurę świętości, a w rzeczywistości... Sami sprawdzcie, nie będę Wam psuć zabawy.
Zaskakujące jest też to, kto okazuje się "córeczką, której imienia nie znam". Zasmucił mnie jednak fakt, w jaki sposób "córeczka, której imienia nie znam" użyła prawdy o tym, że Oriol Fontelles to jej ojciec i co zrobiła z jego listami.
A jak zakończył się czuły romans z pozoru zwykłego nauczyciela z miejscową pięknością?
A co na to wszystko Bóg, którego piękna Elisenda prowokuje, rzuca mu wyzwanie, a nawet grozi?

Zdaje się, że Fontellesowi nie było pisane bohaterstwo, choć zdecydowanie bohaterem był. Nie był męski czy odważny. Był jednak silny, stanowczy i zdeterminowany. Szkoda tylko, że jego dobre imię zostało pochłonięte przez wody rzeki Pamano.
A szum rzeki Pamano słyszą tylko ci, których kończy się już pielgrzymka na tej ziemi.


Ciężko jest w kilku zdaniach opowiedzieć fabułę tej książki. Tak samo źle pisało mi się o "Wyznaję". Nie są to powieści, o których łatwo się mówi. "Głosy Pamano" i "Wyznaję" to pozycje, które trzeba przeczytać, aby samemu we własnej wyobraźni poukładać puzzle, które za pomocą słów na kremowych kartkach pozostawił nam pisarz.
Heroiczna walka o wolność, zniewolenie, zakłamanie, historia zakazanej miłości, potęga zła – to główne tematy, które w swojej powieści porusza Cabré.
Czy mi się podobało? Owszem, "Głosy Pamano" zaliczam od dzisiaj do swoich ulubionych pozycji. Cabré biorę w ciemno jest absolutnie niesamowity, genialny, kreatywny, zachwycający, poruszający, osobliwy, niebywały, wybitny, wyborny, niezrównany, fantastyczny, pierwszorzędny, rewelacyjny, kapitalny, bezkonkurencyjny, znakomity, fenomenalny, najwyższej próby, bez zarzuty, na sto dwa...

[Kasia]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz