Ta książka to samo życie. Samo życie miliona Polaków, którzy dokonali
największej "inwazji" na Wyspy Brytyjskie w ich historii, w takiej
skali, że ta kwestia staje się poważnym problemem politycznym - raz po raz
dochodzą do nas echa antypolskich wypowiedzi angielskich populistów. W tej
książce nie ma jednak polityki sensu stricto, jest to raczej szeroko zakrojony portret dwóch nacji, rozpisany na
kilkadziesiąt głosów
.
Ewa Winnicka czuje się w tematyce
polsko-brytyjskiej jak ryba w wodzie, od kilkunastu publikuje swoje artykuły w najbardziej opiniotwórczych
polskich czasopismach, opublikowała także dwie książki: "Nowy Jork
zbuntowany" i "Londyńczyków", która to książka przyniosła jej spory
rozgłos, opowiada w niej o losach Polaków, którzy między 1939 a 1947 trafili na
Wyspy Brytyjskie.
W "Angolach" Winnicka staje z boku,
wyszukuje rozmówców i ich wysłuchuje, swoją obecność ukazuje tylko we wstępie
do każdego tekstu, w którym przedstawia swojego interlokutora. Dzięki temu
dostajemy do rąk żywy reportaż, jakby wypisy z ksiąg życia polskiej emigracji
początku XXI wieku. Książka jest
dobrze zredagowana, dlatego wywody poszczególnych rozmówców nie są chaotyczne,
a autorka tak ich dobrała, że otrzymujemy praktycznie cały przekrój
społeczeństwa, od bezdomnych, poprzez ustatkowaną middle class, aż do lokalnych
krezusów.
Taki dobór rozmówców gwarantuje brak monotonii,
szerokie zobrazowanie brytyjskiej rzeczywistości i...kopalnię cytatów, z której
wybiorę parę, po więcej odsyłam już bezpośrednio do książki.
Chyba najciekawszym tematem tej książki jest próba
ukazania wyspiarskiej mentalności, rozmówcy starają się tego dokonać w stali makro i mikro, ta druga przynosi
nam prawdziwe smaczki. Miki opowiada o swoim związku, swojego męża Nicka
poznała w pracy, 4 lata rozmawiali o pogodzie, dopiero po tym czasie stał się
"pozazawodowy" i zaprosił ją na koncert. Raz jeden widziała go
rozemocjonowanego: “Byliśmy w Hiszpanii,
na wakacjach, z moją córką. Siedzieliśmy przy obiedzie, w głębi knajpy wisiał
włączony telewizor. No i kiedy Manchester City strzelił gola I wygrał Premier
League, Nick podskoczył razem ze stołem. Zalał córkę zupą, siebie piwem,
potłukł talerze, nadwerężył sobie kar. Potem już nic go tak nie rozpaliło”.
(s.64)
Większość rozmówców
Winnickiej emigrowała z jako taką znajomością angielskiego, co ciekawe, większy
problem stanowi przejście od literalnego rozumienia angielszczyzny do połapania
się w tym, co Anglik tak naprawdę chciał wyrazić, piękną egzemplifikacją tego zjawiska
jest ten słowniczek:
„Jeśli Anglik mówi: >>Hmm, that’s
interesting<<, my myślimy: >>Super – spodobał się mu nasz
pomysł<<. A on myśli, że to kompletnie do bani.
(…)
>>We should grab a coffee sometime<< -
>>Oczywiście, że się nigdy nie spotkamy<<.”( s.58)
Ciężko powiedzieć, czy w
książce przeważają akcenty optymistyczne czy pesymistyczne. Mamy tu historie
self-made men (i women), jednak w pamięć bardziej zapadają opowieści o
ludziach, którzy za granicą wcale nie znaleźli szczęścia, tylko dodatkowe
utrapienia i niekiedy śmierć.
Źle nastroić mogą relacje
o współżyciu z rodakami, po przeczytaniu ich można zrozumieć, dlaczego niektóry
wybierają drogę rozpłynięcia się w angielskiej tożsamości: „Jechałam z synkiem autobusem. Obok mnie usiadła chińska mama z dwójką
bezzębnych. Wymieniłyśmy uwagi na temat ząbkowania. Wszedł bangladeski ojciec z
maleństwem i przyłączył się do dyskusji. Potem somalijska rodzina z jedynaczką.
Weszła jeszcze polska rodzina z jednym maluszkiem. >>Wszędzie, kurwa,
kolorowi, kurwa<< - stwierdził w swoim ojczystym języku pater familias,
głowa, rodziny, role model. Czy tego ma słuchać mój syn, gdy spotka rodaków?”
(s.247)
Można się jednak przy tej książce też dużo
pośmiać, jest ona wszak o ludziach, a ludzie z natury swojej są komiczni, a wytwory ich wyobraźni (które czasem ewoluują w
stereotypy) potrafią być przekomiczne, jak ten z lokalnej prasy: "W naszej okolicy znikają te piękne
białe ptaki. Mieszkańcy uważają, że zjadają je polscy imigranci. Czy to prawda,
że łabędź z ziemniakami to polskie tradycyjne danie?" (s. 197)
Już prawie każdy z nas ma
krewnego czy znajomego w Wielkiej Brytanii. Mój brat z rodziną wyjechał 2 lata
temu. Już to byłoby argumentem za sięgnięciem po tę książkę, bo nie pojawiła
się dotychczas pozycja, która omawiałaby tak szeroko, przystępnie i ciekawie
temat polskiej emigracji na Wyspach Brytyjskich. Wielu z nas nosi się z
zamiarem wyjazdem z kraju, również dla nich jest ta książka, może łatwiej
będzie dzięki niej podjąć decyzję, spełniłaby wówczas rolę właściwą dla literatury,
czyli katalizującą myśli. Na koniec najmocniejszy, najszerzej otwierający oczy
cytat z tej książki, przesłanie pani, która zajmowała się w UK pomocą swoim
rodakom:
„Czy mogę się zwrócić do Polaków? Jeśli w Polsce
nie układa się z pracą i rodziną, w innym kraju ułoży się znacznie gorzej.
Bardzo dziękuję”.(s.117)
Konstandinos Kawafis„Miasto”
„Nowych nie znajdziesz
krain ani innego morza.
To miasto pójdzie za
tobą.
(…)
Jakeś swoje życie
roztrwonił
w tym ciasnym kącie, tak
je w całym świecie roztrwoniłeś”. (tłum. Zygmunt Kubiak)
Za możliwość przeczytania książki dziękuję księgarni internetowej bonito.pl, zapraszam na jej stronę:
EWA WINNICKA
Angole
Angole
Wydawnictwo CZARNE, Warszawa, 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz