TYLKO
BURAK NIE CZYTA NA FACEBOOK
Biblioteka publiczna dzisiaj jest w moim mniemaniu absolutnie podstawową jednostką kultury. Z prostego względu: jest ona nadal (mimo likwidacji wielu z nich) jedną i jedyną instytucją kulturalną w mniejszych miejscowościach i na wsiach. Problemem jest jednak stosunek władzy samorządowej do biblioteki - rzadko kiedy jest ona wysoko na liście priorytetów, bo skutki jej oddziaływania nie są tak dobrze widoczne czy wręcz namacalne jak remont drogi czy budowa kanalizacji.
Biblioteka publiczna dzisiaj jest w moim mniemaniu absolutnie podstawową jednostką kultury. Z prostego względu: jest ona nadal (mimo likwidacji wielu z nich) jedną i jedyną instytucją kulturalną w mniejszych miejscowościach i na wsiach. Problemem jest jednak stosunek władzy samorządowej do biblioteki - rzadko kiedy jest ona wysoko na liście priorytetów, bo skutki jej oddziaływania nie są tak dobrze widoczne czy wręcz namacalne jak remont drogi czy budowa kanalizacji.
Również władza centralna nie hołubi zbytnio kultury,
żadna partia po 1989 roku nie wygrała wyborów, mając w programie
wyborczym haseł o potrzebie wspierania akurat tej dziedziny życia.
Jedyna formacja, której kultura była jako tako po drodze, czyli
momentami przeinteliktualizowana Unia Demokratyczna/Wolności już od
ponad dekady leży na śmietniku historii. Piarowcy przekładają
taką sytuację na hasło: "z książką wyborów się nie
wygra".
Wydatki
na kulturę stanowią w naszym kraju ok. 0,5 % PKB. Jest to
zatrważająco niska kwota, tak więc podstawowym problemem kultury
(a więc i bibliotek) jest jej niedofinansowanie. Liczba nowo
zakupionych woluminów w przeliczeniu na jednego mieszkańca
pokazuje, że Polsce bliżej jest w tej sferze do Albanii niż do
Belgii...
Pewną
nadzieją dla uzdrowienia tej ewidentnie chorej sytuacji jest
wdrożony w tym roku Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa 2014-2020,
w którego założeniach czytamy, że:
"Program
obejmuje najważniejsze z obszarów powiązanych z czytelnictwem i
obecnością książki na rynku: promocję i upowszechnianie
czytelnictwa i książki wśród nieczytających, wspieranie
wydawania wartościowej literatury i czasopism kulturalnych,
szkolenie księgarzy oraz regulacje prawne dotyczące rynku książki.
Istotnym
elementem będą działania zmieniające i wzmacniające rolę
biblioteki jako podstawowej przestrzeni kontaktu z książką. W
związku z tym planowana jest: modernizacja budynków bibliotek,
unowocześnianie ich serwisu, zakup nowości oraz szkolenia
bibliotekarzy."
Nadzieja
w serca miłośników książki została więc wlana, już teraz
wydaje się jednak, że 6 lat to za mało, by wskrzesić polskie
czytelnictwo. Nie wdając się w szczegóły, podam jedną liczbę -
60% Polaków w zeszłym roku nie przeczytało żadnej książki.
Wynik ten powinien być powodem do wstydu dla polskich decydentów.
Jednak Bogdan Zdrojewski, inicjator NPRCz, a jednocześnie minister
kultury (przypomnę: od 2007 roku) nie uważa sytuacji za
dramatyczną. Nawet na to, że nasi wcale nie bogatsi sąsiedzi
wyprzedzają nas niemiłosiernie w tej dziedzinie (Czechy - 80%
obywateli czyta, Rosja - 60%) jest w stanie znaleźć
usprawiedliwienie, i tak: Czechom nie spalono książek podczas II
wojny światowej, a do Rosji nie doszedł jeszcze Internet. Nie warto
nawet dyskutować z argumentami na takim poziomie, pokazują one
jednak dobrze stosunek pana ministra do czytelnictwa i bibliotek,
nazwijmy go umownie „nienamiętnym”. Nadzieję należy pokładać
więc raczej w dwóch osobach, które program będą wprowadzać w
życie, mam tu na myśli dyrektora Biblioteki Narodowej Tomasz
Makowskiego i dyrektora Instytutu Książki Grzegorza Gaudena. Oni
zdają sobie chyba lepiej sprawę z tego, jakie skutki dla życia
społecznego niesie tak niski poziom czytelnictwa…
1
miliard złotych dla bibliotek na pewno trochę poprawi sytuację,
jednak wydaję się, że w planach pominięto jeden bardzo istotny
element – szkołę. To tam (no bo niestety nie w domu rodzinnym,
statystyczny Polak ma bowiem „aż” 12 książek w swoim lokum)
powinno się kształtować nawyki czytelnicze. Szkoła musi więc
pomóc bibliotece w wychowywaniu nowego, bardziej kulturalnego
obywatela (i znowu statystyka: w naszym Wrocławiu korzystanie z dóbr
kultury utrzymuje się na stałym poziomie 7%. Mimo tego, że Wrocław
został Europejską Stolicą Kultury 2016!)
Podsumowując:
idzie prawdopodobnie ku lepszemu. Potrzeba jednak mocnego postawienia
kwestii i ustalenia na nowo listy priorytetów – remedium na
bolesne i przykre przejście od socjalizmu do konsumpcjonizmu jest
właśnie powszechna kultura (raczej wyższa niż niższa). Należy
ją jednak postawić w centrum zainteresowania i odpowiednio
dofinansować, uszczknąć z budżetu np. przeinwestowanej armii, by
dozbroić obywatela w kulturalne narzędzia rozwiązywania problemów
współczesności (czyli np. kryzysu, tego prawie że już
mantrycznego słowa). Im więcej troski o kulturę, tym lepiej
bibliotekom, tym więcej czytelników i tym więcej
na-pewno-nie-mniej-szczęśliwych-ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz