poniedziałek, 24 lutego 2014

BERTOLT BRECHT

PIEŚŃ O DAREMNOŚCI LUDZKICH WYSIŁKÓW
1
Człek z głowy żyje, lecz
Z niej nie wyżyje też.
I z twojej głowy, jasna rzecz,
wyżyje, góra, wesz.
Bo jak na to życie
Człek za mało sprytu ma.
Zwykle całkowicie
Się wykiwać da.

2
Weź, nakreśl wielki plan
Nie jakiś marny szkic!
A potem nakreśl drugi plan
Nie wyjdzie z obu nic.
Bo jak na to życie
Człek ma w sobie nie dość zła.
Choć to piękne, gdy cię
Coś ku dobru pcha.

3
Za szczęściem goń, jak chcesz
Lecz nie za szybko goń
Gdyż ono ciebie goni też
I wspak ci bliżej doń.
Bo jak na to życie
Człek ambicję zbytnią ma,
Co się mianowicie
Psu na budę zda.

czwartek, 13 lutego 2014

25 lat temu zmarł Thomas Bernhard

Nigdy nie odczuwałem ochoty uprawiania jakiegokolwiek sportu, ba, zawsze go nienawidziłem i jeszcze dzisiaj nienawidzę. We wszystkich epokach wszystkie rządy zawsze przypisywały sportowi największe znaczenie, i słusznie, bawi on bowiem, ogłupia i odurza masy, a dyktatury wiedzą najlepiej, dlaczego zawsze i w każdym wypadku opowiadają się za sportem. Kto jest za sportem, ma masy po swojej stronie, kto jest za kulturą, ma je przeciw sobie, mawiał mój dziadek, dlatego zawsze wszystkie rządy są za sportem i przeciw kulturze.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Muzyka tak dobra jak szlachetna poezja

Zazwyczaj albumy muzyczne tylko przesłuchuję, jedne cieszą mnie bardziej, drugie mniej, banał nie wpada mi w ucho, rzecz godną uwagi potrafię przesłuchać i tysiąc razy. Nie zdarzyło mi się jednak jeszcze nigdy, tak jak teraz w przypadku najnowszej płyty Pablopavo "Polor", by po przesłuchaniu chcieć promować ją wśród ludzi, tak jak staram się to robić z literaturą najwyższej próby.

Dla niezorientowanych: Pablopavo to warszawski muzyk, występujący m.in. w znanym zespole reggae Vavamuffin, wydał jednak już 4 albumy solowe, w tym ostatni pod koniec stycznia.

Czy moje zestawienie jego twórczości z wysoką literaturą nie jest przesadzone? Absolutnie nie, już poprzednie nagrania pokazywały jego wielki talent poetycki, zaczął być uznawany nie tylko w kręgach słuchających muzyki reggae. Podkreślano jego umiejętność zaskakującego i trafnego budowania fraz i opisywania Warszawy z liryczną miłością. Najnowszy album potwierdza wcześniejsze opinie, ale trzeba dodać, że jest coraz lepiej, artysta ten ciągle się rozwija, na płycie są same dobre utwory, a co najmniej 4 należą dla mnie do takich, które będę słuchał przez długie lata.

Pablopavo jest niesamowicie wnikliwym i empatycznym obserwatorem. Widzi to, na co my przymykamy oczy, on nam je na nowo otwiera, robi to w sobie właściwy sposób - nie brutalnie, lirycznie i nader skutecznie. Pokazuje nam "inność", są więc w piosenkach "inny" Krzysiek, "inny" Mikołaj. (z premedytacją nie piszę nic więcej o treści, by czytelnicy mieli satysfakcję z odkrywania samemu piosenek). Bez "inności" i bez szacunku dla niej stajemy się "bezbronni", Pablopavo w piosenkach wykazuje się wielką wrażliwość społeczną (i ludzką przez to!), a robi to bez zmanierowanego dydaktyzmu, prosto, naturalnie, ale wyśmienicie!

Piosenki dotyczą niby pojedynczych zdarzeń, ale nie sposób, o ile ma się włączony umysł, nie uogólniać tych sytuacji, przerzucać pomost między konkretem a ogółem i przez to mieć bodziec do pogłębionej refleksji nad życiem. Dobra literatura właśnie tak powinna działać, powinna poprzez ukazanie losu maluczkiego stymulować do myślenia o ludziach w ogóle.

"Polor" to płyta wielkiej wagi, Pablopavo powinien już na stale zagościć w naszych odtwarzaczach. Przyznam ze szczerością dziecka: człowiek, o ile ma otwarte serce, staje się po tej płycie lepszy.


PS. Mea culpa. Pablopavo, przyznaję się do tego, że dotychczas kradłem Twoją twórczość, ściągając ją z Internetu. Robi tak większość i teraz widzę, że to akt wielkiej niewdzięczności wobec Twojej przebogatej muzyki. I wobec trudy pracy nad słowem i brzmieniem. Przepraszam, kupiłem już komplet Twoich płyt. Do zobaczenia w czwartek na koncercie. 






















Płytę można nabyć tutaj:  http://karrot.pl/polor

sobota, 8 lutego 2014


























Modry szmaterlok

Furgo mały modry
szmaterlok bez wiater zwiywany,
perlisto siąpa,
błysko się, migo, przelazuje.
Tak przi chwil blyskaniu,
Tak przi zwiywaniu
widza szczyńsciy mi kiwać
blyskać, migać, przelazować.


Hermann Hesse



środa, 5 lutego 2014

100 LAT TEMU URODZIŁ SIĘ WILLIAM S. BORROUGHS!

Mnie nie pociągają zbytnio bitnicy, a "W drodze" jego przyjaciela Jacka Kerouaca była książką, która mnie najbardziej zawiodła...

Ale warto poznawać bliżej tak zwanych klasyków, potem zalinkuję Wam więcej o Borroughsie!

"W głębokim smutku nie ma miejsca na sentymentalizm. Głęboki smutek jest równie niewzruszony i nieodwołalny jak góry. Po prostu jest. Kiedy zdasz sobie z tego sprawę, nie jesteś w stanie się skarżyć."

William Seward Burroughs II (ur. 5 lutego 1914 w St. Louis, zm. 2 sierpnia 1997 w Lawrence) – pisarz i poeta amerykański, także aktor i scenarzysta filmowy. Wiele fragmentów jego twórczości zawiera elementy autobiograficzne; sam widział swoje dzieła jako jedną, wielką księgę. Obok Allena Ginsberga i Jacka Kerouaca główny przedstawiciel ruchu artystycznego znanego jako Beat Generation, popularny także w środowisku hippisów oraz obyczajowych rebeliantów lat 60. Często tematem jego dzieł były własne doświadczenia związane z zażywaniem opiatów oraz praktyki homoseksualne. (wiki)
_______________________________________________________Jeżeli uważasz, że warto w zalewie literackiego chłamu promować dobrą literaturę, to POLUB/UDOSTĘPNIJ to zdjęcie Tylko burak nie czyta



 
Nie jest to strona o ekonomii, bo też się nią nie interesuję. Jestem jednak odbiorcą mediów i w nich staram się znaleźć najbardziej wartościowych "przekaźników". Jeden z nich, Tadeusz Mosz, wczoraj odszedł. Pozwalam sobie go tym małym gestem upamiętnić.

wtorek, 4 lutego 2014


HERMANN HESSE

MOJEMU BRATU

1. Gdy teraz nasz hajmat* znowu widzimy,
idziemy oczarowani przez izby,
przez długi czas w starym ogrodzie stoimy,
gdzie niegdyś bawiliśmy się jako dzicy malcy.

2. A z piękności owych,
które na zewnątrz w świecie posiedliśmy,
żadna już nas więcej nie cieszy, ni się podoba,
gdy w domu kościelnego dzwonu bicie słyszymy.

3. Cicho idziemy starymi drogami
przez zieloną krainę dni dziecinnych,
dni te poruszać będą nam sercami
obce i wielkie jak w baśniach pięknych.

4. Ach, a wszystko, co mogło na nas poczekać,
nigdy nie zaświeci już prawdziwym blaskiem
Takim jak przed laty każdy dzień w ogrodzie,
gdy jako chłopcy goniliśmy za motylem.
(tłum. tylkoburaknieczyta)


poniedziałek, 3 lutego 2014



"Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych"

Życie też może być wojną


Rzadko kiedy czytam nowości książkowe z literatury polskiej, szczególnie gdy nie pochodzą spod pióra pisarzy ze współczesnego kanonu. Tym razem zrobiłem jednak wyjątek, bo o poprzedniej książce Grażyny Jagielskiej "Miłość z kamienia" naczytałem się wiele dobrego.


W najnowszym swoim dziele "Anioły jedzą trzy razy dziennie" Jagielska pokazuje nam świat, którego na co dzień nie widzimy i zobaczyć nie możemy, bo jest jakby za grubą szybą. A paradoksalnie możemy tam trafić, nikt nigdy nie może wykluczyć tego, że kiedyś jego zdrowie psychiczne może pogorszyć się na tyle, że będzie musiał zostać hospitalizowany.


Akcja tej powieści rozgrywa się bowiem w Klinice Psychiatrii i Stresu Bojowego, jest oparta mocno na faktach, ale oczywiście dla dobra bohaterów autorka zakamuflowała ich personalia. To, że mamy do czynienia z "samym życiem" jest mocą napędową tej książki.


Trafić do psychiatryka można z różnych przyczyn, w książce mamy przedstawioną galerię postaci z różnych sfer społecznych, chociażby samą autorkę (przez lata żyła w strachu o życie swojego męża, korespondenta wojennego Wojciecha Jagielskiego); nie ona jest w książce najważniejsza, bo usuwa się tak jakby na bok, by ukazać nam problemy innych. Oczywiście najwięcej jest weteranów wojennych, najwięcej jest opisów ich przeżyć, są one najbardziej drastyczne i nawet zagorzałego militarystę mogą przekonać do tego, że wojna jest zupełnie bezsensowna, a to, co po niej pozostaje, to psychiczne (i nie tylko takie) spustoszenie: "Jaka szkoda, że nie można wyłączyć umysłu, kiedy człowiek przestaje sobie z czymś radzić, powinien mieć taką zdolność. Likwidacji obrazów, jakie się w nim zalęgły, jak wirusa w laptopie."*


Dla przeciętnego czytelnika, któremu raczej nie grożą misje wojskowe, ciekawsze mogą być postaci cywilne, które też mają swoje traumy, niekoniecznie mniejsze niż żołnierze. Nie będę bardziej szczegółowo opisywał tego wątku, by czytelnik sam mógł się zastanowić nad tym, co niewłaściwego zrobili cywilni bohaterowie, że wpadli w sidła zaburzeń psychicznych. Oddam tylko na chwilę głos autorce, która w wywiadzie dla tygodnika POLITYKA mówi:
 "Wszystkich nas - i żołnierzy, i cywilów - charakteryzował zanik tożsamości. Może to dziwnie zabrzmi, ale to w dzisiejszym świecie zrozumiałe. Bieg wydarzeń przekracza ludzkie zdolności adaptacyjne. Całe zawody, miejsca pracy nikną z dnia na dzień, nasze z trudem zdobyte wykształcenie nagle z atutu przekształca się w obciążenie. Tożsamość jako coś, co budujemy przez całe życie, raczej nam przeszkadza, niż pomaga. W jaki sposób mamy zbudować nasz krąg bezpieczeństwa, skoro każda umowa, nawet umowa z partnerem na wspólne życie, może zostać wypowiedziana? Więc staramy się żyć z dnia na dzień. Mamy być ruchliwi, kształtować w sobie umiejętność zmiany. Musimy mieć zdolność nieustannego pozbywania się tożsamości i zmiany jej na inną, taką, jaką podsuwają nam nowe okoliczności. Bo tak nam dyktuje rozsądek i chęć przetrwania. Instynkt. Tyle że w ten sposób pozbywamy się tożsamości. Człowiek nie może żyć bez tożsamości. Gdy nie ma odpowiedzi na pytanie, kim jest, to jest nikim".** 

Wypada zaufać autorce, kiedy chodzi o interpretację utworu, temat utraty tożsamości, przehandlowania jej na źle pojętą mobilność jest szalenie ciekawy.

"Anioły jedzą trzy razy dziennie" to książka godna polecenia. Kto spodziewa się literackiej finezji (objawiającej się np. w języku), ten może być nie do końca zadowolony. Kto chce mocnej literatury, mówiącej o błędach, jakie możemy popełnić w życiu, będzie ukontentowany.

*Jagielska Grażyna, Anioły jedzą trzy razy dziennie, Kraków, Znak, 2014, s.163
**POLITYKA 3/2013 s.60


niedziela, 2 lutego 2014



„Kiedy mieszkałem w Dublinie, panował tam jakiś rodzaj desperackiej wolności, który bierze się z braku odpowiedzialności; ponieważ wtedy rządzili Brytyjczycy, każdy mówił, co chciał. Teraz dochodzą mnie głosy, że odkąd mamy Wolne Państwo, wolności jest coraz mniej. Wszędzie wciska się Kościół, tak więc staliśmy się narodem mieszczan z kościelną arystokracją... nie wróży to dobrze naszemu rozwojowi intelektualnemu. Jeśli Kościół weźmie władzę, weźmie wszystko... zostawi tylko stare, nikomu niepotrzebne ochłapy, a my się stoczymy do poziomu drugiej Hiszpanii”. Arthur Power, Rozmowy z Jamesem Joyce'em, s.72

Grażyna Jagielska "Anioły jedzą trzy razy dziennie"

"Jaka szkoda, że nie można wyłączyć umysłu, kiedy człowiek przestaje sobie z czymś radzić, powinien mieć taką zdolność. Likwidacji obrazów, jakie się w nim zalęgły, jak wirusa w laptopie."

WISŁAWA SZYMBORSKA


„Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła. Homo ludens tańczy, śpiewa, przybiera pozy, stroi się, ucztuje i odprawia wyszukane ceremonie. Nie lekceważę doniosłości tych zabaw, są to jednak działania kolektywne, nad którymi unosi się mniej lub więcej wyczuwalny zapaszek zbiorowej musztry. Homo ludens z książką jest wolny. Wolno mu zachichotać w miejscu do tego nieprzewidziany albo nagle zatrzymać się przy słowach, które zapamięta na całe życie. Wolno mu wreszcie – czego żadna inna zabawa ofiarować mu nie może – posłuchać, o czym rozprawia Montaigne, albo dać chwilowego nurka w mezozoik”.