poniedziałek, 3 lutego 2014

Życie też może być wojną


Rzadko kiedy czytam nowości książkowe z literatury polskiej, szczególnie gdy nie pochodzą spod pióra pisarzy ze współczesnego kanonu. Tym razem zrobiłem jednak wyjątek, bo o poprzedniej książce Grażyny Jagielskiej "Miłość z kamienia" naczytałem się wiele dobrego.


W najnowszym swoim dziele "Anioły jedzą trzy razy dziennie" Jagielska pokazuje nam świat, którego na co dzień nie widzimy i zobaczyć nie możemy, bo jest jakby za grubą szybą. A paradoksalnie możemy tam trafić, nikt nigdy nie może wykluczyć tego, że kiedyś jego zdrowie psychiczne może pogorszyć się na tyle, że będzie musiał zostać hospitalizowany.


Akcja tej powieści rozgrywa się bowiem w Klinice Psychiatrii i Stresu Bojowego, jest oparta mocno na faktach, ale oczywiście dla dobra bohaterów autorka zakamuflowała ich personalia. To, że mamy do czynienia z "samym życiem" jest mocą napędową tej książki.


Trafić do psychiatryka można z różnych przyczyn, w książce mamy przedstawioną galerię postaci z różnych sfer społecznych, chociażby samą autorkę (przez lata żyła w strachu o życie swojego męża, korespondenta wojennego Wojciecha Jagielskiego); nie ona jest w książce najważniejsza, bo usuwa się tak jakby na bok, by ukazać nam problemy innych. Oczywiście najwięcej jest weteranów wojennych, najwięcej jest opisów ich przeżyć, są one najbardziej drastyczne i nawet zagorzałego militarystę mogą przekonać do tego, że wojna jest zupełnie bezsensowna, a to, co po niej pozostaje, to psychiczne (i nie tylko takie) spustoszenie: "Jaka szkoda, że nie można wyłączyć umysłu, kiedy człowiek przestaje sobie z czymś radzić, powinien mieć taką zdolność. Likwidacji obrazów, jakie się w nim zalęgły, jak wirusa w laptopie."*


Dla przeciętnego czytelnika, któremu raczej nie grożą misje wojskowe, ciekawsze mogą być postaci cywilne, które też mają swoje traumy, niekoniecznie mniejsze niż żołnierze. Nie będę bardziej szczegółowo opisywał tego wątku, by czytelnik sam mógł się zastanowić nad tym, co niewłaściwego zrobili cywilni bohaterowie, że wpadli w sidła zaburzeń psychicznych. Oddam tylko na chwilę głos autorce, która w wywiadzie dla tygodnika POLITYKA mówi:
 "Wszystkich nas - i żołnierzy, i cywilów - charakteryzował zanik tożsamości. Może to dziwnie zabrzmi, ale to w dzisiejszym świecie zrozumiałe. Bieg wydarzeń przekracza ludzkie zdolności adaptacyjne. Całe zawody, miejsca pracy nikną z dnia na dzień, nasze z trudem zdobyte wykształcenie nagle z atutu przekształca się w obciążenie. Tożsamość jako coś, co budujemy przez całe życie, raczej nam przeszkadza, niż pomaga. W jaki sposób mamy zbudować nasz krąg bezpieczeństwa, skoro każda umowa, nawet umowa z partnerem na wspólne życie, może zostać wypowiedziana? Więc staramy się żyć z dnia na dzień. Mamy być ruchliwi, kształtować w sobie umiejętność zmiany. Musimy mieć zdolność nieustannego pozbywania się tożsamości i zmiany jej na inną, taką, jaką podsuwają nam nowe okoliczności. Bo tak nam dyktuje rozsądek i chęć przetrwania. Instynkt. Tyle że w ten sposób pozbywamy się tożsamości. Człowiek nie może żyć bez tożsamości. Gdy nie ma odpowiedzi na pytanie, kim jest, to jest nikim".** 

Wypada zaufać autorce, kiedy chodzi o interpretację utworu, temat utraty tożsamości, przehandlowania jej na źle pojętą mobilność jest szalenie ciekawy.

"Anioły jedzą trzy razy dziennie" to książka godna polecenia. Kto spodziewa się literackiej finezji (objawiającej się np. w języku), ten może być nie do końca zadowolony. Kto chce mocnej literatury, mówiącej o błędach, jakie możemy popełnić w życiu, będzie ukontentowany.

*Jagielska Grażyna, Anioły jedzą trzy razy dziennie, Kraków, Znak, 2014, s.163
**POLITYKA 3/2013 s.60


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz